środa, 13 września 2017

Rasy, których nie pogłaskasz w realu, a które zna każda szajbnięta sześciolatka

Zgodzicie się, że jedną z pierwszych książek o koniach, jakie dostaje młoda jeździczka, jest atlas ras koni. Taki atlas nic nie wnosi do jeździeckiej edukacji, często przedstawia darmowe lub opłacone milion lat temu reprinty starych zdjęć (aż widać, że skany wydruków) oraz daje poczucie, że Kentucky Saddler to rasa na równi z hucułem, arabem czy wielkopolakiem.

Rasy to rasy i oczywiście nie ma rasy gorszej czy lepszej, wyższej czy niższej. Z tym Kentucky Saddlerem chodzi mi o to, że jak dziewięcioletnia jeździczka pójdzie poszukać stajni do nauki i zwiedzi lokalnych dajmy na to pięć, oglądając przy tym ponad setkę koni, to dam sobie głowę uciąć*, że zobaczy chociaż jednego wielkopolaka, małopolaka, anglika, kucyka o precyzyjnej rasie „kuc” oraz bardzo dużo sp i jeszcze więcej nn; za to nie trafi na żadnego Kentucky Saddlera.

Wspomnienie z dzieciństwa: przeglądam kolejne atlasy ras koni. Umiem już rozpoznawać wszystkie rasy, pod warunkiem, że zobaczę dokładnie to samo zdjęcie. Ustalam: najpiękniejsze są konie rasy Sorraia, bo mają sympatyczne pyski i do twarzy im w tych kantarach, co są w nich przedstawiane.

Weźcie mi wskażcie w Polsce hodowlę koni Sorraia.

Mustang
Król ras Znanych i Nieobecnych. Człowiek może nic nie wiedzieć o koniach, ale może wyduka, że są araby, może coś mu przejdzie przez głowę, że „tarpany” i „te co się ścigają”, ale na 100% wskaże taką rasę jak MUSTANG. Mustang – auto, mustang – zdziczały koń kolonizatorów, mustang – symbol wolności, mustang – pomalowany w „łapki” i dosiadany przez dzielnych Indian, mustang – synonim słowa „koń”. Cechami rasowymi mustangów są zadrapania, wytarta grzywa, stawanie dęba i przebywanie na tle stepów z górami w tle. Ewentualnie galopowanie wśród dziesiątków innych koni po spalonej słońcem trawie. Jeśli go osiodłasz, automatycznie zamienia się w nietypowego (bo bez wielkiego dupska) AQH, a jeśli przystosujesz do skoków, ujeżdżenia lub zaprzęgów, to jego pochodzenie staje pod wielkim znakiem zapytania.
A teraz całkiem na serio: Mustang to rasa zdziczała, powstała samorzutnie. Sama jej nazwa oznacza tyle co „dziki, bez właściciela”. Rasa-worek, typ konia, na którego składa się przede wszystkim pochodzenie. Jako rasa mają oczywiście pewne cechy wspólne (choć raczej się o nich w tej kategorii nie myśli, to są to większe kuce). Są w USA kontrowersyjną rasą, bo nie dla wszystkich jest jasne, czy należy je traktować jako zwierzęta rodzime, czy introdukowane (to znaczy mustangi SĄ introdukowane, ALE: 1. było to dawno, 2. Amerykanie się do nich przywiązali 3. przed mustangami w Ameryce były dawniej konie).
Jeśli chcesz mieć w Polsce mustanga, to: nawiąż kontakt z którąś z organizacji zajmującą się adopcją mustangów, odwiedź USA, zaadoptuj konia i przetransportuj do samolotem do UE, a potem transportem naziemnych do PL. Przykro mi, ale w Polsce hodowli mustangów nie ma. Sam mustang kosztuje niewiele. Kosztuje fanaberia, jaką jest sprowadzenie sobie na podwórko amerykańskiego NN. Taniej jest kupić sobie brzydkiego większego kuca, nie obcinać mu przez jakiś czas grzywy i zrobić mu fałszywą tabliczkę z adnotacją, że jest amerykańskiej rasy. Polecam.


Cechą charakterystyczną mustangów jest step w tle.


Appaloosa, palomino i pinto
Pragnienie posiadania któregokolwiek z tych koni jest dla mnie jednoznaczne z „chcę konia tarantowatego, izabelowatego albo srokatego, i żeby wydać pietryliard pieniędzy, aby był rodem z USA, a nie od handlarza z miasta obok i żeby się nazywał appaloosa a nie małopolski. Czemu tak? Bo appaloosa miał fajny opis w atlasie i ładne zdjęcie, a poza tym jeszcze nie do końca kumam o co chodzi z tymi maściami i rasami”.


Appaloosa to dla mnie b. problematyczna rasa. Nigdy nie wiem, czy to jest apallosa, apalloosa, apalosa, appalossa... 

Camargue
Jeśli mieć camargue, to najlepiej kilka i to w zestawie z latającym Lorenzo. Srsly, jeśli tak bardzo potrzebujemy mieć „dzikiego” konia, to kupmy sobie coś rodem z Popielna. A jeśli tak bardzo chcemy mieć dzikiego i SIWEGO małego konia, to po prostu kupmy sobie małego, siwego konia, a następnie go nie układajmy i nie szkolmy przez kilka lat. Wypuśćmy z kilkoma innymi na padok jakoś w kwietniu, kiedy topnieją śniegi. Camargue DIY. Nie ma za co.


Porządne kuce camargue występują zawsze w stadzie, zawsze galopują i robią to zawsze przez rozlewiska.

Dartmoor i exmoor
Zawsze się śmiałam z tych wyspiarskich ras koników i kucyków, bo „Anglia” jednoznacznie kojarzy nam się z końmi, trzeba im przyznać, że tradycje mają fiu fiu solidne, ale powiedzmy sobie szczerze – inne kraje też mają kupę ras. Rasy z UK są często bardzo dokładnie omawiane we wszelkiego rodzaju atlasach, bo po prostu atlasy te są robione przez Brytyjczyków, którzy mają hopla na punkcie koni, więc i robią dużo tych atlasów. I mało który atlas wspomni o wszystkich polskich ośmiu rasach (dobrze policzyłam?), a tym bardziej o wszystkich wraz z typami (np. różne typy polskiego zimnokrwistego), a już w ogóle nie znam atlasu ze wszystkimi rasami europejskimi i to dobrze umówionymi (bo obecnie równie ważna co znajomość ras jest znajomość także linii, o typach nie wspominając; współczesny atlas mógłby pokazywać różnice wewnątrzrasowe i tłumaczyć, jakim prawem dany ogier jest tej a nie drugiej rasy i czemu jest dopuszczony do jeszcze trzeciej i czwartej).
Po prostu zaakceptuj, że u nas są hucuły i feliny ;)

Lipican
Zasadniczo możesz sobie takowego kupić, tylko pytanie: po co. To jest rasa-historia, rasa-obraz, rasa-skojarzenia, rasa-klasyczne ujeżdżenie. Rasa znana i nawet nam geograficznie bliska, w końcu do Lipicy nie mamy tak daleko. Dalej mam pytanie: po co? Bo to nie jest tak, że ten koń jest zawsze lśniąco-biały, zawsze w kunsztownym złotym rzędzie, zawsze w kaprioli wśród kolumn i łukowatych stropów,a jak takiego kupisz, to nie dorzucają do kompletu księcia w mundurze. Mało kto pała do tej rasy szczerą, dojrzałą miłością. Zazwyczaj podoba się... obrazek.


Mało kto o tym wie, ale ten pan po lewej nie występuje w zestawie z koniem :(
Jeśli chcesz podobnego konia, to postępuj jak z instrukcji o camargue, tylko z punktu "nie wychowuj i nie trenuj przez kilka lat" usuń "nie".


Falabella
Falabella, czyli najmniejsza rasa świata. Brzmi charakterystycznie, ale to nie jest tak, że w Polsce ta rasa jest łatwodostępna. Tak, mamy przedstawicieli rasy, tak, mamy krzyżówki międzyrasowe i nierasowe oraz tak, mamy bardzo dużo małych tyci tyci ślicznych kucysiów. Ale nie każdy mały tyci tyci kucyś jest falabellą i nie jest tak, że oprócz falabelli nie ma małych koników. Koniec końców, jeśli bardzo potrzebujesz mieć tyci tyci kucysia, to po prostu rozejrzyj się za maleńkimi kucysiami, ale niekoniecznie za przedstawicielem tej rasy, bo może być niepotrzebnie trudno.


Falabella? Nieeee. Po prostu mały szetland ;)


Żeby było jasne, nie mam nic przeciwko powyższym rasom oraz ich nabywaniu. Jeśli się uprzesz i sobie jakiegoś sprawisz, albo nawet założysz hodowle przystępując do oficjalnego programu hodowlanego, spoczko, good for you. Ale nie o tym ten tekst, by spełniać swe marzenia, tylko o marzeniach troszkę naiwnych, troszkę nieobytych, bo wynikających z przeglądania atlasów ras koni w oderwaniu od realiów.

______________
*tak naprawdę to nie. Nic mi nie ucinajcie, błagam.

6 komentarzy:

  1. Wspomnienia wracają :D
    Dalej mam gdzieś zajechany do granic możliwości atlas ras koni, jako dziewięciolatka byłam walnięta do tego stopnia, że ponadawałam imiona koniom ze zdjęć i (o zgrozo!) podpisałam je długopisem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja im dorysowywałam ogłowia i siodła! <3 high five!

      Usuń
    2. Robiłam dokładnie tak samo z tym nadawaniem imion. A potem planowałam grafik jazd :P

      Usuń
  2. Moj bosz... Mialam Camargue i nawet o tym nie wiedzialam. Co prawda usilnie probowalam go prez kilka lat wytrenowac. Lata to trwalo, ale sie dalo ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja zwykle trafiałam na atlasy pisane przez zakochanych w swojej hodowli Niemców. To momentami było zabawne, moim zdaniem w atlasach powinno się równomiernie poświęcać uwagę wszystkim rasom, żeby takie tendencje były niezauważalne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tego co wiem istnieje hodowla appaloosa w Czechach, niedaleko granicy z Polską: jeździłam kiedyś w stajni, która z takową współpracowała (nocowali tam w trakcie rajdów, czy co), dlatego to nie są konie dla nas zupełnie niedostępne. A że trudniej... cóż, bywa. Ja wiem, że jeśli chciałabym konia to jakąś z ras amerykańskich właśnie (AQH/APH/appaloosa), ale to przez wzgląd na raczej spokojny charakter tych koni. Nie pogardziłabym mieszanką AQH x appaloosa/jakiś inny tarant - ciapki są fajne, ale duże zady AQH też mają swój urok :D Mój "koń życia" był z resztą ze skojarzenia AQH x SP - wyszedł śliczny gniadosz z plamkami na zadzie, o dość szlachetnej urodzie.

    OdpowiedzUsuń