„Szukam pomocy w znalezieniu sponsora
dla koleżanki, która startuje na moim koniu, obecnie są to
konkursy 90 cm, L, czy mają państwo jakieś rady?” - Rad się trochę znajdzie, czy
trafnych, to już inna sprawa ;) Wpis luźny, na szybko, bez
organizacji – przepraszam za to. (BTW, klasa L to 100 cm, rozumiem, że chodzi o zakres LL-L).
Sponsoring to coś za coś.
Firma/spółka/osoba prywatna opłaca konkretne koszta, a w zamian za
to jeździec GODNIE reprezentuje swojego sponsora. Sponsoring to nic
innego, a reklama. Nie tylko chodzi o reklamę typu przyszywka na
marynarce czy czapraku (jakby chodziło o reklamę wizualną, to
sponsor raczej sponsorowałby zawody, a nie zawodnika), chodzi raczej
o PR, dbałość o wizerunek firmy: zaangażowanej we wspieranie
biednych zawodników sportowych, którzy dzięki wielkoduszności
firmy/osoby mogą podbijać świat. Jest się czym pochwalić na
nieformalnych spotkaniach biznesowych.
Co za tym idzie, lepiej nie jeździć
jak pupa wołowa. Zanim ktoś zacznie szukać sponsora, niech się
solidnie zastanowi, czy ma realne szanse na regularne stawanie na
podium. Sponsor chce potencjalnego zwycięzcy, osobę elegancką i kontaktową. Spójrzmy więc
realnie. Czy
do poziomu, na którym startujemy, jesteśmy dobrze przygotowani? Czy koń
ma możliwości na więcej?
MUSISZ MIEĆ WARTOŚĆ MARKETINGOWĄ!
Czy osoba, która startuje w niższych
klasach, ma szanse na sponsora? W końcu nie jest i nie będzie w
najbliższym czasie znanym zawodnikiem, który wymiata parkury po 150
cm. W pierwszym odruchu ma się ochotę powiedzieć, że nie, ale to
nieprawda. Niższe klasy to zawody regionalne. Nie dość, że część
kosztów mniejsza, to do tego zawody rozgrywane są lokalnie. Dla
mnie byłoby to wartością, że wspieram kogoś z moich okolic. I w
drugą stronę – mieszkając pod Warszawą nie sponsorowałabym
zawodniczki ze Śląska (chyba że byłyby jakieś okoliczności
tworzące logiczny związek między mną a tą zawodniczką).
Nie szukaj sponsora, jeśli jesteś
tylko mistrzem podwórka. Musisz się pochwalić osiągnięciami na
arenie minimum regionalnej. Nikt w ciemno nie wpompuje w ciebie pieniędzy.
Gdybym ja miała szukać sponsora
sportowego dla niskich klas, przede wszystkim uderzyłabym do tych
firm/spółek, które działają lokalnie, lub mają w moim regionie
filię. Też o tyle łatwiej, że jak będą się chcieli poznać w
realu przed nawiązaniem współpracy, to nie trzeba będzie zasuwać z Krakowa do Gdańska na kawkę, uścisk dłoni prezesa i pa pa.
Trzeba spisać umowę sponsorską,
która szczegółowo opisuje wzajemne relacje, wymogi obu stron i
koszta. Jakie koszta opłaca sponsor? Całe? Utrzymanie konia,
treningi, wpisowe, przewóz, boks i pokój, a jak siodło trzeba
zmienić, to nowe? To sfera marzeń, które się spełniają jak
wygrana w totka, czyli niby się spełniają, ale łatwo się
rozczarować. Sponsor raczej nie opłaci ci całości, a tylko część
tych kosztów. Prosta sprawa: osób szukających sponsora jest masa,
chętnych na wybulenie forsy niewielu, a do tego koszt sportu wysoki,
więc szuka się kompromisu. Ten sponsoring to może być opłacanie
wpisowego, przewozu albo sprzętu. Warto się zastanowić: ile MY możemy przeznaczyć pieniędzy na sport, a wobec tego ILE nam brakuje?
Ogólnie warto próbować szukać
sponsora, bo koniec końców sponsor sporo zyskuje, a niewiele
ryzykuje – w porównaniu do sytuacji, gdyby miał być właścicielem
klubu, albo konia pod płatnym zawodnikiem. Bycie właścicielem
konia to większy koszt, ryzyko i babranina, niż współpraca z
zawodnikiem, który już dysponuje koniem i entuzjazmem (dobrze,
jakby dysponował też doświadczeniem, umiejętnościami i
determinacją...). Sponsoring, warto pamiętać, nie jest darowizną,
idzie więc w koszta i prowadzi w pewnym stopniu do obniżenia podatku dochodowego. To taka informacja dla przypadkowych
przyszłych sponsorów, którzy czytają ten tekst.
Gdybym miała wolne kilka
stówek/tysięcy miesięcznie (piękny świat w którym wygrałam te
miliony na loterii) i szukała zawodnika do sponsorowania, to
brałabym pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia, możliwości,
charakter zawodnika, czy już ma jakieś zaplecze treningowe (nie
będę zawodnikowi szukać trenera!), a także... czy ładnie
wyglądają wraz z koniem, wszak liczy się prezencja, zawodnik to
„ruchoma reklama wizualna”. Odrobinkę liczyłby się popularny
fanpage. W zamian liczyłabym na dobre wyniki, którymi mogłabym się
chwalić, ustalenie barw spójnych z barwami firmy, naszywek/nadruków
na czapraku. A w ogóle to w mojej umowie byłoby zapisane bardzo
szczegółowo, jak ma być ten zawodnik promowany w social media i
miałabym mieć wpływ na insta czy fb, tak żeby stały się
dodatkowym kanałem reklamowym mojej firmy.
Ech, pomarzyłam sobie...
Ech, pomarzyłam sobie...
Dobra-dobra, jakiś konkret by się
przydał, co?
- Pogadaj z osobami, które mają sponsorów. Raz na jakiś czas wyświetla mi się na FB, że jakaś firma chwali się, że ich zawodniczka coś osiągnęła. Skontaktuj się z tą zawodniczką/iem i spytaj się o historię sponsoringu. Przepraszam, że nie odwalę tutaj solidnej dziennikarskiej roboty. Hej, ale może warto napisać do gazet jeździeckich z prośbą o dokładne przedstawienie sprawy i poszczególnych historii zawodników? Temat brzmi bardzo fajnie!
- Potrzebujesz CV. W ogóle jak czegokolwiek chcesz od kogokolwiek (przyjęcia na elitarne studia, grupy artystycznej, do pracy, wydania książki, płyty, zorganizowania wystawy), to musisz mieć CV, czyli jednostronny i wypunktowany opis, kto ty jesteś, co osiągnęłaś w życiu i co w nim robiłaś. CV są różne, to nie jest tak, że napiszesz sobie jedno CV w Wordzie i to wystarczy. CV do pracy będzie skupiało się na tym, co zainteresuje pracodawcę. CV końskie musi zarysować ciebie oraz twoje doświadczenia/osiągnięcia jeździeckie. Nie musisz tego koniecznie tytułować jako CV, ale komukolwiek wyślesz pytanie o sponsoring, musi jednym rzutem oka zobaczyć, kto do niego napisał i czy nie jest dziewięcioletnią dziewczynką o dużych marzeniach.
- Choć, jak się zastanowić, taka dziewięcioletnia dziewczynka miałaby całkiem realne szanse. To słodkie. Medialne.
- List motywacyjny to tak naprawdę
zwykły mail, którego wyślesz do firm. W liście motywacyjnym
piszesz:
- kim jesteś
- w jakiej sprawie piszesz
- CZEMU AKURAT DO NICH
- i co by na tym zyskali.
To oznacza, że piszesz pewien schemat, ale być może trzeba będzie modyfikować w przypadku różnych firm. Dla jednej może być ważne, że pochodzisz z tego samego miasta, dla innej, że produkty/usługi firmy są kierowane do tej grupy wiekowej, w której jesteś. Może dużo działają w social media, a tak się składa, że dobijasz do 10k i masz super fotki, z których mogli by korzystać? Warto też przedstawić charakter zawodów jeździeckich, bo mało kto wie, co to znaczy „klasa L” i czym tak dokładnie są zawody regionalne, ile ich jest i tak dalej. Mail nie może być natarczywy, wymaga szczerości, ale też zręczności. Napisz go, popraw, odstaw na tydzień, sprawdź jeszcze raz i daj kilku osobom do sprawdzenia. Postaraj się pisać na maksa treściwie i przejrzyście (czyli nie jak ta notka). 1 strona najlepiej, absolutne maksimum - dwie. Możesz dołączyć zdjęcia, szczególnie że będziesz to wszystko rozsyłać mailowo. List motywacyjny warto dać także jako załącznik, ponieważ w sekretariacie danej firmy osoba obsługująca maila może chcieć zrzucić sobie wszystko do folderu i wtedy twój list motywacyjny "zniknie" (chyba że osobie odbierającej maile będzie się chciało kopiować treść do pliku tekstowego - nie każ im jednak dokładać sobie pracy). - Spójrz na potencjalnych sponsorów indywidualne. Jeśli spółka X chwali się, że obecnie są na targach, to odezwij się do nich po zakończeniu imprezy. Małej firmie możesz zasugerować mniejsze oczekiwania wobec nich, bo łatwiej namówisz ich na opłacanie wpisowego albo comiesięcznych dwóch treningów, niż od razu wszystkiego. W zakładce „kontakt” starannie poszukaj odpowiedniej osoby. Idealnie, jeśli jest to ktoś od marketingu. Jeśli nie ma takiej osoby, to pisz na maila ogólnego. Jeśli piszesz na maila jednej osoby, to pisz konkretnie do niej. Nieprawidłowy zwrot początkowy (np. ogólny „Państwo” gdy piszesz do konkretnej osoby i na odwrót "Szanowny Panie", gdy maila może odebrać kobieta) jest przejawem braku szacunku, sugeruje też wysyłanie jednej wiadomości do wielu osób. „Szanowny Panie” do kobiety i „Szanowni Państwo” do mężczyzny może przekreślić wasze starania w dwóch słowach. Jak kogoś o coś prosisz, to wiedz, kogo o coś prosisz. (Ten wpis na blogu jest odpowiedzią na wiadomość zaczynającą się od „Witam, znają się PAŃSTWO(...)”. Gdyby nie to, że temat jest ciekawy, to bym wiadomość zignorowała, bo nie lubię, jak ktoś czegoś ode mnie chce, a nie chce mu się zajrzeć do informacji, czy Konna jest prowadzona przez Gabę (sztuk jeden) czy też może całe stado Gab).
- Zakręć się, popytaj znajomych (lub rodziców i znajomych rodziców, zależnie w jakim wieku jesteś), bo przez polecenia i znajomych znajomych będzie najłatwiej kogoś znaleźć.
Na koniec przypomnę historię mojej przyjaciółki, która przez rok czy dwa jeździła na cudzym koniu. Właścicielka nie miała czasu (BTW, stąd historia Łucji, Renaty Koszynieckiej i Chwasta) i znalazła szesnastolatkę z entuzjazmem do objeżdżania konia. Opłacała pensjonat (w końcu to był jej koń), regularne treningi (by koń się rozwijał) i starty w pobliskich zawodach. To dobry przykład, że znalezienie sponsora dla niedoświadczonego początkującego zawodnika na poziomie L (czyli, nie oszukujmy się - początkującym) jest całkowicie możliwe, choć wymaga...
SZCZĘŚCIA - ZNAJOMOŚCI - WIZJI ZYSKU SPONSORA
***
Tekst powstał na podstawie
riserczu internetowego, obserwacji znajomych i własnych przemyśleń – sama nigdy nie
miałam sponsora sportowego, ani takowego nie szukałam. Uwagi osób, które mają/miały sponsora mile widziane!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz